Gdy patrzę na historie sztuki ( czy w ogóle na jakikolwiek wytwór ludzkiej świadomości ) widzę ewolucje. Gdyby porównać historie sztuki do biegu powiedziałbym, że przypomina sztafetę. Każdy startuje w miejscu w, którym zakończył poprzednik. Więcej ! myślę że przyświeca artystom ta sama idea. Ta sama kierowała Caravaggiem malującym brudne stopy Matki Boskiej co Manetowi w Śniadaniu Na Trawie. Cały czas chodzi o to samo. O co? O prawdę. Pokazanie rzeczywistości takiej jaką jest dla danego artysty - osadzonego, w bardzo konkretnym czasie i miejscu. Jaką postrzegał przez pryzmat nauki, sztuki, mentalności czy wreszcie technologi swoich czasów.
W Cyklu Remake wykorzystuje dzieła starych mistrzów aby namalować obrazy, które ( jestem przekonany ) chcieli by sami namalować. Maluje je jeszcze raz, ponieważ dostrzegam w nich piękno i potencjał. Są dla mnie jak niedojrzale owoce, które muszą nabrać kolorów. Widzę w nich olbrzymi potencjał który musi zostać wykorzystany. Tak jakby te obrazy nie były dokończone. Więc je kończę. Myślę, że tak właśnie chcieliby żeby one wyglądały gdyby malowali je współcześnie. Nie ma znaczenia kto maluje te obrazy. Bo maluje je kolektywna świadomość ludzkości poprzez pokolenia, rekami pojedynczych ludzi. Być może ktoś , następny w sztafecie, weźmie moje obrazy i je namaluje za mnie. Namaluje je tak aby następni po nim mogli je dokończyć za niego.