1. „Postmodernizm pozbawia rzeczy ich rodzimego kontekstu i wystawia na próbę w zmienionych realiach. W ten sposób konfrontuje się wizerunki świętych, uczonych, bohaterów narodowych ze współczesnym, karykaturalnie przedstawionym otoczeniem. „
2. „Postmodernizm twierdzi, że dopiero mając świadomość konwencji i co jakiś czas przypominając o niej odbiorcy można stworzyć coś bliskiego istocie rzeczy. Jedną z cech postmodernizmu jest, zatem zabawa konwencją i eklektyzm form. „
( cytaty pochodzą z wikipedi )
Kiedy myślałem jak zacząć pisać o swoim malarstwie doszedłem do prostego pytania; jak nazwać to, co robię? I tak natknąłem się na pojęcie postmodernizmu. Podszedłem do niego jeszcze raz, na świeżo. I okazało się, że leży jak ulał.
Moje obrazy są właśnie takim kolażem form, stylów i odwołań. Nader często lubię posługiwać się ikonami popkultury takim jak np. klocki lego, gwiezdne wojny, Mario Bross czy Bruce Lee by zestawiać je w nieoczekiwany sposób. Te zderzenia stylów, znaczeń, postaci prowadzą do stworzenia nowej rzeczywistości, która ośmiesza wszystkie znaczenia, do których się odwołuje lub reprezentuje.
Te obrazy same w sobie nie posiadają konkretnych przekazów czy jedynej formy interpretacji, są samą zabawą znakiem i znaczeniem – przekazem i interpretacją.
Każde znaczenie (jako rodzaj paradygmatu) zostaje tu ośmieszone poprzez zestawienie z zupełnie sobie przeciwstawnym. Stworzona intertekstualność wywołuje poczucie dystansu do przekazu i znaczenia, jako takiego. Śmieje się ze wszystkich znaczeń a udawana nie raz powaga jest zawsze podszyta ironią. Kiedy maluję coś realistycznie to zaraz niszczę tę iluzuję; ośmieszam, wyszydzam, odsłaniam i demaskuje ją. Niczym prestidigitator, który po zrobieniu sztuczki tłumaczy osłupiałej jeszcze publiczności tajniki „kuchni”, pokazując skrzynię z lustrem lub kartę schowaną w rękawie. Z tym, że ja niczego nie objaśniam. Wykręcam się od udzielania rad, prawd i wniosków.
Ja obalam… w nieskończoność ku swojej dziecięcej radości, bo cały czas znajduję coś nowego pod spodem. Widzę, że nic nie jest takie, jakie się wydaje. Obalam mit obrazu, jako czegoś poważnego, sztuki, jako egzystencjalnego przekazu, sztuki roszczącej sobie prawo na objaśniania świata, tłumaczenia i wskazywania, co dobre a co złe – słowem określającej. Obalam iluzje, którą sam tworzę malując realistycznie, obalam też możliwość autorytatywnych odpowiedzi na ważne pytania, obalam wreszcie sztukę, jako „coś” ponad „coś” innego. Nie obalam … tylko pytań.
Malując przedstawienie pistoletu czy znaczka pocztowego, zadaję pytanie o prawdziwość przekazu. Farba udaje drewno, które udaje pistolet. Zdradzam to, zderzając namalowane; osoby, telefony, filmy, zdjęcia, zabawki (pre -modernizm), z farbą, która jest niczym więcej niż kolorem, czystą barwą, niczym więcej (Modernizm). Mamy, więc jakby do czynienia z fraktalem. Gdzie każdy poziom składa się z poprzedniego z zarazem sam jest elementem tworzącym następny, a każdy z tych elementów istnieje, jako pewnego rodzaju ułuda (postmodernizm). Bo przecież, kiedy maluję sceny z filmu; to udaję, że jest to klatka z filmu a nie obraz, a film już sam w sobie jest ułudą, zabawą, iluzją. Nie namalowałem kapitana Solo tylko Harrisona Forda w roli Solo. A więc znów mistyfikacja. Ale przecież ten Harrison Ford to też nie jest Harrison ford to tylko farba („Ceci n’est pas une pipe”).. Czerwony, żółty, biały. To tak naprawdę jest kolor. Tylko i wyłącznie farba. W ten sposób właśnie rozkładam „przekaz” (formę, znak, znaczenie) demaskując jego pustkę. Podobnie jak robią to fizycy molekularni z materialną rzeczywistością. Rzeczywistość jawi mi się jak rosyjska babka sprzedawana turystom na Placu Czerwonym. Babka w babce. Aby zrozumieć, czym jest dana rzeczywistość muszę odwołać się do następnej rzeczywistości a z tej z kolei do następnej i tak w nieskończoność. Jak Babka w babce.
W końcu nawet samo dobranie tematu jest już pewną demaskacją. No, bo czy malowanie znaczka pocztowego, zabytkowego pistoletu jakby z gabloty muzealnej czy sceny z filmu „rejs” nie jest drwiną z roli obrazu? Z roli, jaką się jej przypisuje?
Ale może to jest właśnie rola sztuki, filozofii czy mistyki – obalać. Bo jak mówił Sokrates, gdy dyskutował z mieszkańcami Aten; „ wiem, że nic nie wiem”. Ale w końcu to też już jest jakaś wiedza.